Przeskocz do treści

Nie jestem fanem zawodowego sportu i nie zamierzam się odnosić do elementu sportowego. Jednak po burdach na niedzielnym meczu w Poznaniu, w czasie spotkania Legii z Lechem na klawiaturę ciśnie się kilka refleksji.

Lech Poznań od lat ma problemy z chuliganami, o nieformalnych i formalnych powiązaniach klubu z nimi (chuliganami, którzy sami siebie uważają się za kibiców) media piszą od lat. Problem jest stary, znany i nie widać chęci jego rozwiązania. Nie widać też skutecznych działań innych organów odpowiedzialnych za zapewnienie bezpieczeństwa w trakcie widowiska jakim jest mecz piłkarski drużyn ze szczytu tabeli "Ekstra"Klasy.

Wydarzenia z ubiegłego weekendu są porażką przynajmniej trzech podmiotów. PZPN jako odpowiedzialnego za organizację całości rozrywek, władz klubu, które nie są w stanie sobie z problemem poradzić i Policji, której działania wzbudzają zadziwienie.

PZPN wiedział (tak jak każdy, kto choć trochę interesuje się tematyką zawodowej piłki nożnej), że mogą być problemy w trakcie meczu. W soszialach sypały się ostrzeżenia, że jeśli chuligani zakłócą przebieg spotkania "konsekwencje będą poważne".

Klub wiedział, że mogą być problemy w trakcie meczu. A jednak na stadion wniesiono materiały pirotechniczne, a nawet stroje, które uniemożliwiają identyfikację, bo zakrywają chuligana od stóp po czubek głowy, czyniąc videoidentyfikację trudno, bądź nawet niemożliwą. Śmiem twierdzić, że osoby planujące tę zadymę nie są przypadkowymi widzami, a raczej najbardziej "zaangażowanymi w życie drużyny" osobnikami, którzy uważają, że mają prawo do takich zachowań. Zapewne są oni dobrze znane władzom klubu.

Policja, która twierdzi, że interweniować może dopiero po wezwaniu organizatora, która od miesięcy świetnie sobie radzi ze ściganiem ludzi blokujących marsze faszystów, która nie waha się używać siły wobec pokojowych manifestantów, a która od ponad pół roku nie jest w stanie zidentyfikować uczestników Marszu Niepodległości niosących rasistowskie hasła, których zatrzymanie obiecywał minister spraw wewnętrznych, jest w stanie tylko biadolić na Twitterze, że zamaskowanych chuliganów trudno identyfikować:


To naprawdę tak nie może być. Na klub nie liczę, bo ewidentnie woli ryzykować kary niż rozwiązać problem. Ale PZPN powinien wyciągnąć realne konsekwencje wobec klubu. Walkover jest oczywistością, kary finansowe również, ale jedyną naprawdę bolesną karą jest degradacja klubu. Nie o jedną ligę. Być może do samego dołu. Tylko odcięcie klubu od strumienia pieniędzy z praw telewizyjnych i marketingowych oraz zmuszenie go do ciężkiej pracy oraz pięcia się w górę może być dostatecznie silnym sygnałem ostrzegawczym dla innych klubów. Żal normalnych kibiców i żal piłkarzy, ale klub miał lata, by problem załatwić.

Do Policji też tracę nadzieję. PiS doprowadził ją, jak większość innych organów Państwa do skrajnego upolitycznienia. Zmarnowano lata pracy nad wizerunkiem tej organizacji i podważono zaufanie do niej. Po wydarzeniach w Poznaniu, ze strony politycznego nadzoru nad Policją, płyną informacje, że konsekwencje będą stanowcze, spotkał się jeden komitet z drugim, minister z wojewodą i tak to leci. A sukcesów w ściganiu idiotów - czy to chuliganów, czy to rasistów i wzywających do nienawiści na tle rasowym - brak. Bo zwalczanie prawdziwych zagrożeń dla bezpieczeństwa, w przeciwieństwie do wyimaginowanych zagrożeń dla partii rządzącej nie leży w interesie "Prawa i Sprawiedliwości"